1 2 3 4 5

Relacje z meczy

Ekstraklasa. Polonia Warszawa - Śląsk Wrocław

Relacje 30.03 - 2.04 2012

Przy Konwiktorskiej na mecz zbiera sie ok 4,5 tysiąca widzów. Przez pierwsze 15 minut nie prowadzimy dopingu co zwiazane jest z ostatnimi wynikami naszych grajkow i ich zachowaniem wobec Nas kibiców. Na płocie wisi trans: "Szanuj kibica swego bo mozesz miec gorszego". Około 15minuty dowiadujemy sie ze z gniazda mamy ściągnąć flage "Precz z komuną" ponieważ nie podoba się ona delegatowi który jak sie okazało jest byłym komuchem. Na kamienną wchodzi ok 30 ochroniarzy ktorzy za pomoca gazu i palek probuja dostac sie do flagi, oczywiscie spotyka sie to z nasza reakcja i kaski zostaja wypierdolone z Kamiennej, zamykamy za nimi bramy i na trybune ich juz nie wpuszczamy. Flaga wisi do konca meczu. W trakcie meczu prezentujemy również oprawe anty PO. Kartoniada z napisem: hiPOkryci, calość dopełniał trans dotyczacy naszego stadionu na ktory wladze naszego miasta nie chca wylozyc ani zlotowki. Z nami 1 osoba z Cracovii.

Kolejny wyjazd w niedzielę. Ostatnio często gramy w te niedziele, ale to akurat jest termin możliwy. Nie ma wymówek, że nie można było pojechać, "bo praca". Pewnie, że się ryzykuje iż w poniedziałek się nie zdąży, lecz ryzyko jest wpisane w cała tą nasza kibicowską zabawę.

Zatem kolejny wyjazd i kolejna tragedia wyjazdowa. Znów nie wykorzystaliśmy kompletu przyznanych nam wejściówek. Ale do tego jeszcze dojdziemy.

Przygotowania

Kilka miesięcy temu mówiło się o możliwości rozegrania tego spotkania na Stadionie Narodowym. Ale widząc cyrki wokół tego stadionu Wojciechowski, szef wszystkich szefów na Konwiktorskiej, zrezygnował ze swojego, karkołomnego pomysłu. No to dostaliśmy standardową pulę 350 kart wstępu.

Po wyjeździe do Poznania, który miał być tym, podczas którego następuje "zaszczepienie", a który takim z pewnych względów nie był, jakoś towarzystwo się nie potrafiło lub nie chciało zmobilizować. Na przyszłość, i to najbliższą - będzie to temat do przedyskutowania.

Ci, którzy jechali robili to na kilka sposobów. Transport kołowy miał być organizowany autobusami, lecz coś nie wypaliło i pozostały tylko auta.

Reszta wybierała się pociągiem rejsowym.

Jazda

Jadący na gumowych kółkach w zasadzie przygód nie mieli. Poza jedną, acz kłopotliwą. "M." jadąc na mecz praktycznie zza granicy, zadowolony że jest się już na miejscu, otrzymał cios w bok. Tuż koło stadionu miał dość poważną stłuczkę. Choć uderzenie było na tyle poważne, że szkody były znaczne, to walnięcie z boku spowodowało, że poduszki nie wystrzeliły. Zatem ubezpieczenie uzna to za szkodę niewielką.

Kolejowi w zasadzie też jechali bez przygód. Ale jedna rzecz dziwiła. Wystarczyło, że pewna ekipa wybrała się wózkami i natychmiast można było podróżować swobodnie. Służby były wyraźnie zdziwione, że ktoś się przemieszcza na mecz. Dopiero podczas odjazdu pociągu dyżurny wąs gdzieś nerwowo wydzwaniał. Co jest najlepszym dowodem na to, że posługiwanie się telefonami jest bardzo niewskazane.

Wejście

Stadion na Konwiktorskiej, patrząc ze strony kibiców gości, nie dość, że jest obiektem z którego i tak niemal nic nie widać, to jeszcze słynie z drobiazgowych kontroli. Na samą myśl wejścia na ten obiekt chce się rzygać. Tym razem, mimo iż każdy był poddany potrójnej (sic!) kontroli, czas wchodzenia nie był aż tak tragiczny. Ostatni którzy weszli stracili raptem 20 minut meczu.

Mecz na boisku

Miejscowi grali, nasi statystowali. Czasem ktoś coś tam na własną rękę próbował pobiegać, ale jak reszta drużyny ma wywalone, to wiele się zdziałać nie potrafi. Brakowało agresywnego krycia, brakowało wychodzenia na pozycje... W zeszłym roku Śląsk wygrywał kondycją. Teraz albo inni się w tym elemencie podciągnęli, albo nasze orły mają ją słabszą. Bo że umiejętności mają na nie najwyższym poziomie, to widać gołym okiem.

Mecz na trybunach

Zacznijmy od dokonań Śląska w tej dziedzinie, bo nie trzeba będzie dużo pisać. Wywieszenie pięciu flag w zasadzie wyczerpuje temat. No, naciągając można jeszcze dołożyć trafną odpowiedź "prima aprilis" na okrzyki miejscowych "Cracovia rządzi w Krakowie". I to w zasadzi wszystko. Na sektorze, który powinien być zielony królowała "kumata czerń".

No, jeszcze na uwagę zasługuje opierdziel, jaki zaliczyły nasze orły od kibiców po meczu pod płotem sektora gości. Więcej, ba, dużo więcej działo się na sektorze Groclinków.

Bardzo nam się podobało wywieszenie niewielkiego, lecz najwyraźniej kłującego kogoś w oczy transparentu - flagi "Precz z komuną". I to samym sercu stadionu - na gnieździe. Co nie spodobało się jakiejś czerwonej świni. Transparent nakazano ściągnąć, na co stadion odpowiedział skandowaniem hasła "precz z komuną". Potem przylazła delegacja ochroniarzy.

Groclinki nie dopuściły ich gniazda. Najzwyczajniej pogonili ochroniarzy, choć ci szprycowali ich jakimiś gazami. Fajnie to przegnanie "pomarańczowych" wyglądało z boku. Co prawda podśmiewaliśmy się z faktu, że na ochroniarzy poleciały flagi, (rzucano nimi jak oszczepami), ale w ferworze walki nawet to nakłuwanie flagami można uznać za słuszne. Tym bardziej, że doprowadziło do zwycięstwa. Ochroniarze zostali przegonieni nie tylko spod gniazda, lecz nawet z trybuny. O naszej, kibiców Śląska, reakcji na te wydarzenia powstanie osobny artykuł.

Groclinki dopingowały całkiem nieźle, choć dopiero od jakiejś 20 minuty. Wcześniej pewnie przeciwko czemuś protestowali. Ponadto pokazali jakąś oprawę. Z naszej perspektywy można się było domyśleć, że przeciwko PO, ale pewności mieć nie mogliśmy, bo z sektora gości była ona nieczytelna.

Powrót

Samochodowi po części jechali w grupie. Dość częste postoje - i to w zasadzie wszystko. Kolejowi przejechali na patencie do Katowic, tam miała się grupą zainteresować miejscowa ekipa mundurowa, lecz źle wycyrklowali wagon i towarzystwo bardzo sprawnie przemieściło się do stojącego na tym samym peronie pociągu do Wrocławia. Tym jechało się w miarę spokojnie aż do Brzegu. Nagle zapanowała konsternacja. Mundurowi wysiedli, a strasznie nerwowa konduktorka dostała histerii. Najwidoczniej doszła do wniosku, że teraz, bez obstawy, wyleci z pociągu. Albo zostanie zgwałcona (to jednak byłoby bohaterstwem ze strony ewentualnych sprawców, ewentualnie efektem braku kontroli nad świadomością spowodowanym namiarem płynów rozweselających w organizmie). Mimo, że na peronie stała cała zgraja mundurowych, dzwoniła na alarmowy telefon 112. Żądała eskorty mundurowych do Wrocławia, bo jedzie z terrorystami.

Ostatecznie na stwierdzenie negocjatora, że "teraz to nawet nikt o niej brzydko nic nie powie" jakoś załatwiło sprawę. Z dwudziestominutowym spóźnieniem bractwo zameldowało się na Dworcu Głównym przed czwartą rano. Czyli wyjazd środkami masowej komunikacji do Warszawy (350 kilometrów w jedną stronę) był zaledwie o trzy godziny dłuższy niż wcześniejszy do położonego dwa razy bliżej (160 km) Poznania. O samochodowych nie wspominając.

Ilu nas było?

Zacznijmy od tego, że sprzedano 321 wejściówek. Tę liczbę należy uznać za naszą kompromitację. Tę liczbę przyjmujemy za oficjalną, choć... na pewno kilka osób zaliczyło niedojazdy. Natomiast parę osób zajechało pod stadion bez wejściówek. Niestety, niedopatrzenie redaktorów spowodowało, że nie wiemy, czy mając te nie swoje bilety, a nie będąc na liście, dodatkowym osobom udało się ostatecznie wejść na stadion.

W grupie 321 osób dopingujących Śląsk 304 to byli kibice Śląska, 7 - Wisły, 6 - Lechii.

Oprócz tego z drugiej strony stadionu była grupa 16 osób niepełnosprawnych. W tym chłopak, który na mecz pojechał po raz pierwszy w życiu. Piłkarze nawet w ich kierunku nie spojrzeli, za co teraz niepełnosprawni "serdecznie im dziękują".



Disclaimer - Informacje publikowane na tej stronie przez użytkowników serwisu są ich prywatnymi ocenami. Właściciel strony moderuje tylko te które są niezgodne z prawem lub naruszają dobra innych użytkowników.
Nie zgadzamy się na kopiowanie naszych artykułów i materiałów tu publikowanych.