1 2 3 4 5

Relacje z meczy

Polonia Warszawa - Górnik Zabrze

(mecz rozgrywany w Zamościu 1997 VI 18)

Z cyklu "Piękne lata 90te"oczyma kibica Wisłoki Dębica:

Dzień wcześniej do Dębicy przyjeżdża czterech z KSG i postanawiamy jechać nocnym pociągiem do Zamościa (Dębica - Tarnobrzeg - Stalowa Wola - Zamość). Wiedzieliśmy że nim ma się wybrać większa grupa KSG. Wchodzimy do pociągu w (4 KSG i 4 Wisłoka), jednak cisza nikogo niema.

Po chwili zauważamy katowickie psy, które widząc nas mówią że wysadzono ok. 50 osobową grupę w Katowicach (brak biletów). Idziemy szukać jakiegoś wolnego przedziału, jednak wszystko było pozajmowane. Ostatecznie wyczajmy przedział z wolnymi miejscami i siadamy w kilku. Po chwili dwoje podróżnych widząc, że jest nas więcej a stoimy w drzwiach stwierdzają że użyczą nam swoje miejsca idąc gdzie indziej :)

Tak więc jedna osoba od nas nadal nie miała miejsca, więc stała we wspomnianych drzwiach przedziału. Na miejscu pozostał tylko jeden facet który dziwnie się zachowywał, bo wyglądało na to, że nie rozumie po polsku. My natomiast rozmawialiśmy już bez oporów o takich rzeczach, że powinno to na nim zrobić wrażenie, nawet gdyby nie słucham o czym mówimy :)

Czas mija, noc długa, a my jesteśmy coraz bardziej rozsierdzeni tym że nadal tu siedzi. Bez skrępowania padają już słowa że mógłby stąd "wypie...". Wtem rozmowa zeszła tylko na jego temat, sprawiał wrażenie jakiegoś ruska który zupełnie nie rozumie o czym mówimy. Na jaja wymyślamy coraz to nowsze pomysły jak go stąd wykurzyć patrząc na jego zachowanie (ani drgnął :). Jedna osoba mówi że może tak poderżniemy mu gardło :) ten nic a nic.

Po chwili następna mówi, a może weźmy wyrzucimy go przez okno! Facet wtedy wstał popatrzył na nas wszystkich i w tym momencie skapnęliśmy że od początku wszystko... rozumiał! Wyszedł z przedziału a my mieliśmy małego moralniaka, bo od około pół godziny nabijaliśmy się z niego myśląc że nie rozumie. Nie wspominając o tym o czym rozmawialiśmy wcześniej :)

Po około 110 km drogi zjawia się dopiero kanar, a my nie mieliśmy biletów, więc poszedł po te psy które jechały. Przyszli do nas i chcieli dokumenty, nikt im nie dał. Po chwili, zakomunikowali że jak znajdą przy kimś dowód to dadzą kolegium, więc się nadal ociągamy jednak ostatecznie wyciągamy je. Mimo wszystko tak czy owak dostaliśmy wnioski (do kolegium) za nie okazanie dokumentów.

Po chwili w związku z powyższymi zdarzeniami dwóch z KSG wysiadło na jednej ze stacji, bo nie miało dokumentów (woleli wysiąść niz. dostać dodatkowo kredyt). Tak więc zostało nas 6u. W Zamościu jesteśmy na 7.00 rano i od razu idziemy na miasto do rodziny gościa z KSG. Do meczu pozostało nam 10 godzin!

Siedzieliśmy przez cały ten czas na chacie mieszkanie w blokowisku które było usytuowane niedaleko... więzienia które było widoczne z balkonu. Na jakieś dwie godziny przed meczem idziemy na stadion. Wyglądaliśmy zdecydowanie na kibiców, będąc bardziej poubierani (fleki itd.), a zrobiło się ciepło. Poza tym mieliśmy (każdy z nas) łącznie trzy duże plecaki. Z różnych powodów osobistych (...) w tej chwili zostało nas tylko cztery osoby i w tylu udaliśmy się bezpośrednio na stadion.

Kupujemy bilety i wchodzimy na niego. Zauważamy brak Polonii Warszawa, a Hetmana w grupie było około 20u bez barw. Chociaż nie mieliśmy na wierzchu szali, najwyraźniej wiedzieli że jesteśmy przyjezdnymi (plecaki, fleki) jednak nic. Rozpoczął się mecz więc poszliśmy siedzieć wśród ludzi (czyli nie opodal ich i skromnej ilości policji). Hetman tylko parę razy dał o sobie znać wychwalając Ruch Chorzów.

W trakcie meczu dojeżdża dwóch z KSG i razem w 6u robimy doping! Miejscowi oprócz pomruków niezadowolenia nic nie robili. Następnie po chwili z naprzeciwka weszło z policją na stadion około 20u z KSG i obie nasze grupy robiły doping z dwóch stron. Po czym gdy usiedli, udaliśmy się do nich przechodząc koło Hetmana i siedzącej nieco dalej policji. Było nas razem około 30u w tym czterech z Wisłoki.

Wywieszamy tylko jedną flagę (Wisłoki), bo KSG nie miał. Poza tym wywieszamy do góry nogami barwówkę Hetmana skrojoną przez nas 3 lata wcześniej w Dębicy oraz małą barwówkę Ruchu (także skrojona w Dębicy przez nas). Miejscowi podeszli niedaleko w kilku i się burzyli, co do flag. Prawie wszystkie piosenki, które do nas kierowali były o Ruchu! Dziwnie to trochę wyglądało bo mieliśmy wrażenie że jesteśmy na jakimś fc Ruchu. Po meczu spokojnie idziemy na peryferie miasta gdzie znajdował się dworzec PKP.

Mieliśmy trochę czasu, więc kilku poszło sobie zrobić zdjęcia do... "mini" ZOO, które było dosłownie obok. Wracając do meczu to oczywiście Polonii Warszawa nie stwierdzono, choć byli de facto gospodarzami tego spotkania. Tuż przed przyjazdem pociągu psy zapowiedziały, że go całego obstawią i nikt bez biletu nie wsiądzie. Tak też zrobili, bo nie tylko go obstawili, a nawet weszli do pociągu sprawdzić czy nikt (!) już tam nie jechał. Odjeżdżamy pociągiem bezpośrednim do Zabrza (przez Biłgoraj, Stalową Wole, Tarnobrzeg, Mielec, Dębicę).

W trakcie jazdy ci co nie mieli biletów pertraktowali z kanarem jego kupno. Oczywiście nadzorowały to psy, dając tych bez biletów do innych przedziałów i ich cały czas pilnując. Ostatecznie około 10u z nich nie miały kasy na kupno, więc psy wyrzucały ich co stację po... dwie osoby (dla towarzystwa). Wprawdzie pociąg był pośpieszny, ale do Stalowej Woli jechał jako osobowy.

Wszyscy z KSG, którzy byli wysadzani od reszty przez okna dostawali kanapki lub papierosy. W sumie pomyślałby ktoś, że to nic dziwnego, jednak nie w tej części polski! Na tej trasie kolejowej są ledwo maleńkie peroniki (z jednej strony) i rzadko na której była choćby zwykła ławka! Nie mówiąc o jakiś wiatach lub budynkach z poczekalnią. Poza tym była już noc, a następny pociąg... dopiero nad ranem. Tak więc każdy wyrzucony zostawał na bezludziu i to na całą niemal noc.

Najbliższe domostwa znajdowały się daleko od tych przystanków kolejowych, tak więc byli pozostawieni sami sobie bez cywilizacji. W dodatku na około nic innego jak niemal same lasy! Wszyscy ci wysadzeni rano po kolei wsiadali na poszczególnych stacjach, gdzie w kupie dotarli do Dębicy, a następnie do Zabrza. Jeśli chodzi o naszą grupę podążającą pośpiesznym to wszyscy spali. Jednak ja patrzyłem w Stalowej Woli, czy pojawią się miejscowi. Wcześniej gdy KSG jechał do Zamościa byli obczajani przez Stal Stalowa Wola.

Na stacji Stalowa Wola - Rozwadów zauważyłem zaraz po zatrzymaniu się około 12u miejscowych, którzy wyszli zza budynku. Nikt inny z naszej grupy się nie patrzył, bo wszyscy spali! Zaczęli krzyczeć "chodźcie kur...", po czym rzucili kamieniami (trwało to około 15 sekund). Wyleciały od razu psy a oni uciekli. Także innym z KSG którzy otwierali okna kazali natychmiast zamknąć. Tak więc jak na 12tą w nocy to plus że wyszli, jednak co z tego jak od razu uciekli. Od nas nikt nie wybiegł, bo wszyscy spali (oprócz mnie), a poza tym duża ilość psów (katowickich) obstawiała wyjścia z wagonów.

W Dębicy jesteśmy na drugą w nocy. Teraz opiszę dojazd drugiej grupy KSG jadącej do Zamościa (tą którą wysadzili w Katowicach) a także trzech osób które poruszały sie między wspomnianymi dwoma grupami. Otóż w Dębicy obczajało ich ok... 10u z Igloopolu jednak na nic więcej nie było ich stać oprócz tego że... zdjęli pasy. Trzech z KSG zaprosiło ich jedynie słowami "chodźcie kur.." jednak bez odzewu. Inna mała grupa (a w zasadzie podgrupa z tych których wysadzono w Katowicach) pojechała omyłkowo zamiast do Przeworska do Jarosławia, gdzie wysiadła w 17u. Tam mieli dwie godziny przesiadki.

Zaczaili ich miejscowi i zbierali się, bo akurat było... zakończenie roku szkolnego :) Gdy było ich ok. 30-35u ruszyli na KSG z kamieniami, po czym od razu... uciekli. Gość z KSG dostał niezbyt groźnie kamieniem w głowę. Jeden z odrzuconych kamieni przez KSG trafił także w samochód taxi! Ta grupa traci także szal na rzecz miejscowych, otóż był to małolat który po przyjeździe poszedł sam z barwami na miasto. Tą właśnie grupę widziano później w Stalowej, stąd ich nocna wizyta. Ciekawą przygodę mieli także ci dwaj, co wysiedli jadąc z nami (gdy wpadła policja). Szli wiele kilometrów do następnej stacji torami! W około zero domów- same lasy (Roztoczański Park Narodowy - http://wypoczynek.turystyka.pl/roztocze.html). Nagle słyszą, że jedzie ciufcia (elektryfikacji na tej linii nie było).

Ubrali sobie pomarańczowe kamizelki (które wcześniej znaleźli koło torów) i machali im aby się zatrzymała i ich podwiozła, jednak sie nie zatrzymała i pojechała dalej. Zatrąbiła im tylko, aby zeszli z torów. Potem idąc dalej torami doczekali się cywilizacji w postaci... budki dróżniczki, która pozwoliła im zagotować sobie jedzenie na grzałce :) W końcu ostatecznie doczekali się pociągu i dojechali do Zamościa z resztą. Wyjazd z gatunku tych na "koniec świata".



Disclaimer - Informacje publikowane na tej stronie przez użytkowników serwisu są ich prywatnymi ocenami. Właściciel strony moderuje tylko te które są niezgodne z prawem lub naruszają dobra innych użytkowników.
Nie zgadzamy się na kopiowanie naszych artykułów i materiałów tu publikowanych.